Do poważnych w skutkach rozruchów doszło w Trzemesznie 28 maja 1931 roku. Pisała o tym między innymi gnieźnieńska gazeta ”Lech” w artykule pt. ”Krwawe zajścia uliczne w Trzemesznie”. Zapraszamy do lektury.
Rano mieszkańcy naszego miasta zauważyli na placu przed magistratem rozstawione łóżka i meble domowe, między któremi znajdowała się rodzina robotnicza, przygotowująca sobie jedzenie na żelaznym piecyku. Jak się okazało, robotnik Luksztedt, eksmitowany już dość dawno z domu Berga, znajdującego się nad jeziorem, mieszkał już pewien czas w chlewie u p. Półtoraka na dworcu, a obecnie przez demonstracyjne biwakowanie przed magistratem postanowił postarać się o lepsze jakieś mieszkanie.
Zaimprowizowanemu mieszkaniu przyglądała się przez cały dzień grupa bezrobotnych. Wieczorem dopiero na placyk przyjechał wóz i przyszło kilku policjantów by meble załadować i odstawiać je do jakiegoś pomieszczenia w miejscowym przytułku. Luksztedt uzbrojony w kosę stawił opór a grupa przyglądających się osób, złożona głównie z członków miejscowego Związku Strzeleckiego przybrała wobec policji groźną postawę, tak że musiała wobec liczebnej przewagi tłumu zaniechać powziętego zamiaru.
Zawezwano pomoc policyjną z Mogilna. Tłum tymczasem rósł. Po godzinie przyjechało auto z czterema policjantami z Mogilna. Ludzie z krzykiem otoczyli auto. Gdy jednak policja wezwała do rozejścia się, ludzie opuścili placyk. Sprzęty poczęto ładować na wóz. Wtedy Luksztedt z kosą dopadł do wozu, stawił opór policji, raniąc ciężko w rękę posterunkowego Wesołego z Gębic. Luksztedta poturbowano ciężko kolbą. Uciekł on wtedy przed dom śp. Sędzierskiego. Tam dowiedział się o pobiciu ojca syn jego Józef.
Uzbroiwszy się w grubą laskę dopadł do policjanta Pawlaka i silnie uderzył go w głowę. Policjant nie namyślając się długo zrobił użytek z broni palnej, raniąc ciężko Lukszedta w nogi. Reszta policjantów również zrobiła użytek z karabinów, strzelając do licznie zgromadzonego tłumu. Sześć osób padło na bruk, silnie brocząc krwią. Popłoch powstał niemały, ludzie hurmem zaczęli uciekać do bram a niektórzy śpiewać „Serdeczna Matko”.
Kobiety podniosły spazmatyczny krzyk. Strzelcy wodzący rej w tłumie, wypominali różne stare sprawki, krzycząc pod adresem policjantów, że „jakichście nas wychowali takich nas macie”. Na bruku pozostało dwóch rannych policjantów i pięć osób cywilnych.
Józef Luksztedt ranny w nogi ma silnie poszarpaną kość. 19 letni Kasprzyk idący do pracy został niespodziewanie bardzo niebezpiecznie ranny w brzuch, młody pracownik rybacki Kiełpiński przypatrujący się awanturze został niebezpiecznie ranny w miednicę. Stanisław Rychwalski z Miat ma postrzelone obie nogi, 13 letni Jasiński otrzymał postrzał w nogę, taki sam postrzał otrzymał robotnik Mytzer. Pozatem mniej niebezpieczne rany otrzymało kilka osób, tak że ogólna liczba rannych wynosi kilkunastu.
Mniej więcej pół godziny po tych zajściach na ulicach miasta poczęły gromadzić się tłumy mieszkańców komentując nader żywo krwawe wypadki. Policja po załadowaniu mebli na wóz zeszła z ulic a rannych automobilami wywieziono do lecznicy powiatowej w Mogilnie. Około godziny 10 wieczorem automobilem ciężarowym z Gniezna tudzież osobowymi samochodami z powiatu mogileńskiego przyjechało do Trzemeszna kilkudziesięciu policjantów i od razu w sposób energiczny rozpędzać poczęto chodzących po chodnikach mieszkańców.
Tematem wszystkich rozmów w Trzemesznie są obecnie zajścia czwartkowe. Panuje ogólne przekonanie, że z Luksztedtami można się było inaczej załatwić, tym bardziej, że w mieście jest kilka mieszkań pustych. W nocy przyjechał do Trzemeszna starosta mogileński tudzież komendant powiatowy PP Kamieniecki. Po ulicach krążą silne posterunki policji, która także patroluje miasto samochodem ciężarowym. Na rynku stoi w pogotowiu większy oddział policji. Jeszcze w nocy dokonano kilku aresztowań. M. in. aresztowany został za podburzanie tłumu przeciwko policji komendant Związku Strzeleckiego Socha oraz kilku innych „strzelców”.
Nie obyło się bez podtekstów politycznych. W czerwcu ”Nowy Kurier” w artykule pt. ”Starosta na przesłuchach” pisał o przesłuchaniach, jakie w powyższej sprawie prowadził starosta mogileński.
Charakterystyczne są twierdzenia świadków p. Helsnerowej i p.Marchlewicza. Pierwsza, właścicielka składu piekarskiego opowiada, iż na dzień przed awanturami przybył do niej Luckstaedt i przyznał się, że do umieszczenia mebli przed magistratem namawiał go sekretarz miejski Paprzycki Marcin, główny prowodyr „Strzelca” na miejscowym gruncie.
To samo opowiadała właścicielowi składu rzeźnickiego p. Marchlewiczowi żona Luckstaedta, twierdząc, że Paprzycki radził im nie ustępować sprzed magistratu choćby przyszło do rozlewu krwi. Wobec wyżej przedstawionych zeznań, pośrednim sprawcą awantur byłby Paprzycki. Obywatelstwo z zaciekawieniem czeka definitywnego załatwienia tej sprawy.
Definitywne załatwienie sprawy nastąpiło już 3 lipca tego samego roku. Gnieźnieński Sąd Okręgowy, na sesji wyjazdowej rozpatrywał sprawę 18 oskarżonych o spowodowanie rozruchów. Rozprawa trwała od godziny 9:00 do 22:30. Przesłuchano 26 świadków, w tym 6 policjantów.
Oskarżonym zarzucono znieważenie i opór władzy, udział w tłumie i podburzanie do ekscesów. Główny sprawca – Franciszek Lukstaedt oraz Bolesław Hernacki zostali skazani na 19 miesięcy więzienia. Stanisław Hernacki, Marian Marciniak, Stanisław Kierzkowski, Stanisław Goetz, Tadeusz Fabianek, Michał Konieczka, Jan Polus, Franciszek Urbaniak i Józef Szymański – na 6 miesięcy wiezienia w zawieszeniu na 5 lat.
Uniewinnieni zostali: Stanisław Jóźwiak, Alfons Owczarzak, Józef Jagła, Stanisław Kiełpiński, Sylwester Mycer i Marian Jagła.
”Ogłoszenia wyroku oczekiwały przed sądem wielkie tłumy publiczności” – donosiła ówczesna prasa.
(pisownia oryginalna, niektóre nazwiska pisane różnie w różnych gazetach)
W każdych czasach są zadymy.Czasy się zmieniają ludzie nie.
Co za historia…Uwielbiam ten cykl.