W tym roku przypada 170. rocznica Wiosny Ludów – serii zrywów narodowych zaistniałych w Europie w latach 1848-49. Część z nich miała miejsce na ziemiach polskich, w tym w zaborze pruskim. W powstaniu tym miało swój udział również Trzemeszno.
10 kwietnia 1848 roku doszło tu do potyczki z wojskami pruskimi. W przeddzień rocznicy tego wydarzenia prezentujemy materiał, jaki ukazał się w ramach wydawanej na początku XX wieku Biblioteki Dzieł Wyborowych. W numerze 459. z 1906 roku zamieszczono dwa pamiętniki dotyczące wydarzeń 1848 roku.
Jeden z nich dotyczy Trzemeszna. Są to wspomnienia Niemca Schwyttaya, naocznego świadka tamtych wypadków. Zamieszczamy ich część zatytułowaną „Amazonki”. Opis nie dotyczy samego starcia. Opisuje zdarzenia bezpośrednio je poprzedzające. Z pewnością oddaje nastrój jaki panował wówczas wśród naszych rodaków:
Spędzając wakacye w Poznańskiem, wypadkowo zapoznałem się z panem Schwyttayem starcem przeszło 70-letnim, Niemcem, urodzonym i wychowanym w Księstwie, który podczas pamiętnego 1848 roku był uczniem gimnazyum w Trzemesznie. Trzeba wiedzieć, że Trzemeszno było w owej epoce pierwszem po Poznaniu ogniskiem ruchu rewolucyjnego, co w niemałej części przypisać należy istniejącemu tam podówczas gimnazyum, które cieszyło się wielką wziętością w księstwie i liczyło kilkuset uczniów; po roku 1848 skasowano gimnazyum, a raczej zamieniono je na progimnazyum z paru naniższemi klasami.
Naturalnie niemal pierwszem pytaniem, które, po zapoznaniu się, zrobiłem panu S, było zapytanie, czy był świadkiem wypadków, które tak krwawemi zgłoskami zapisały się w historyi księstwa Poznańskiego. Okazało się, że widział zbliska i przechował w pamięci cały szereg faktów, dotąd nie opublikowanych, które zasługują na przekazanie historyi nietyle może ze względu na są doniosłość, gdyż ta nie jest pierwszorzędna, ile ze względu na to, ile ze względu na to, że posiadają niezwykle żywy koloryt i barwność , której w niczem nie przyćmiły minione 55 lat.
Przedewszystkiem muszę Panu powiedzieć- mówi pan S. że wspomnienia moje tyczą jedynie bardzo szczupłego terenu i ograniczają się jedynie do szeregu wypadków, których widownią było Trzemeszno.
A z pomiędzy tych nielicznych faktów – odpowiadam- niech mi pan opowie tylko te, na które pan własnemi oczyma patrzył. Aby zaś ułatwić opowiadanie i wprowadzić pewien porządek, proszę, niech się Pan trzyma chronologicznego biegu wypadków, tak jak się one rozwijały przed pańskiemi oczyma. Jak się zaczęło w Trzemesznie powstanie?
Jak sobie pan pewnie przypomina- zaczyna opowiadanie pan S., nie spostrzegając wcale, że ja sobie absolutnie nic przypominać nie mogę z wypadków owczesnych,- jak sobie pan przypomina, wiosna w roku 1848 rozpoczęła się niesłychanie wcześnie. naszym ogródku w Trzemesznie, pamiętam jak dziś, groszek pachnący kwitnąć począł w najlepsze w marcu. Dni były słoneczne, jasne, ciepłe. Niedarmo też wiosnę 48. roku nazwano wiosną ludów. W naszem Trzemesznie, dzięki dobrej komunikacyi z Poznaniem, wnet po owym 18 marca, który był dniem rewolucyi w Berlinie, zaczęło się zaznaczać pewne poruszenie umysłów. Już 20-go marca , wychodząc z murów gimnazyum, aby zdążać do domu, zauważyłem, że coś wisi w powietrzu.
Spostrzegłem kilka obcych twarzy na ulicach, w kilku handlach i gościńcach żywo rozprawiali ze sobą ludzie, znani mi ze swej małomówności, przez otwarte drzwi dolatywał na ulicę gwar głosów.
Przechodząc koło jednego z handlów kolonialnych, spostrzegłem we drzwiach pewnego obywatela ziemskiego z okolicy, Polaka, osobiście mi znajomego, kolegowałem bowiem z jego synami.
Ujrzawszy mnie, przywołał mnie skinieniem ręki. „Jak się masz chłopcze- powiada- idziesz na obiad do domu? Chodź, wypij z nami kieliszek wódki, lepiej ci będzie smakowała wasserzupka”. Wchodzę, spostrzegam dość liczną kampanię. Mój znajomy przedstawia mnie w tryumfie: „Ten oto młodzieniec będzie walczył pod sztandarem polskim”.
„Brawo! brawo! chłopcze!”- wołają obecni, na co ja mówię „Ale ja jestem przecież Niemcem!” Na to powstał śmiech i wołanie wokoło stołu: „Nic nie szkodzi! nic nie szkodzi! Wypił chłopcze, zdrów i wołaj: „Niech żyje Polska!”
Na tak grzeczne zaproszenie wypiłem spory kielich wybornej nalewki, zawoławszy przedtem: „Niech żyje Polska! (mówiłem niegdyś wcale dobrze po polsku) i, pożegnawszy się z jowialnymi jegomościami, poszedłem na obiad do domu. Ojciec mój, który z racyi urzędu swego miał stosunki z okolicznymi obywatelami i był przez nich lubiany, mówił przy stole, że ni ztąd, ni zowąd wielu okolicznych dziedziców zjechało się do Trzemeszna, choć dzień bynajmniej nie tłumaczył ich obecności w mieście. Coś wisiało w powietrzu, jak mówią.
I może jeden jedyny tylko człowiek w całem Trzemesznie nie miał najmniejszego pojęcia o tem, że się „na coś zanosi”- a człowiekiem tym był reprezentant władz administracyjnych rządowych- landrat, czyli, jak mówiono podówczas, konsyliarz ziemiański, nazwiskiem Illing.
Stało wtedy w Trzemesznie załogą kilka kompanii 14-ego pułku piechoty liniowej; a że sytuacya w całem księstwie była zaraz po 18-m marca bardzo niepewna i wojska mało, nadeszło więc do Illinga zapytanie z góry, czy powiat jego jest spokojny, czy nie zachodzi obawa rozruchów i czy w razie danym możnaby odkomenderować wojsko do miejscowości bardziej zagrożonych. Illing odpowiedział na to, że w jego powiecie panuje niczem niezmącony spokój, i że wojsko jest zupełnie niepotrzebne. Wobec tak kategorycznego oświadczenia odwrotną pocztą nadeszło do komendy wojskowej do załogi polecenie wymarszu z Trzemeszna do Gniezna, gdzie miał być jeden z koncentracyjnych punktów wojskowych sił pruskich.
Niezwłocznie otóż załoga wojskowa opuściła Trzemeszno. Jak teraz pamiętam, był to dzień targowy, gdy rano wymaszerowało wojsko z Trzemeszna. Daty ściśle oznaczyć nie umiem, ale łatwo ją znaleźć, targi bowiem bywały wówczas w Trzemesznie co wtorek i co czwartek. Był to pierwszy dzień targowy w 5- 6 dni po 18-m marca, t. j. po rewolucyi w Berlinie.
Wymarszu wojska nie widziałem, byłem za to świadkiem zajścia, które nastąpiło bezpośrednio po wymarszu wojska, a które śmiało nazwać można początkiem powstania w powiecie i w Trzemesznie. Jak rzekłem tedy, był to dzień targu; rynek oraz przylegający do rynku a znacznie większy od niego plac przed gmachem starego gimnazyum pełen był mieszczan oraz włościan z okolicy, którzy, jak zwykle, przybyli na targ z wiejskiemi produktami.
Pomiędzy godziną 10–tą a 11-tą przed południem, gdy właśnie większość ludzi, po załatwieniu interesów zebrała się do tego, aby przy kieliszku omówić nowinki polityczne, dał się nagle słyszeć silny tentent kilku koni, jadących wyciągniętego kłusa po szosie, prowadzącej z Trzemeszna do Jankowa, majątku podówczas państwa Koszutskich. Z ciekawością, a zarazem oczekiwaniem wyciągają bliżej stojący ludzie swe szyje w kierunku, zkąd dolatuje tentet.
Tentent w równie szybkiem tempie rozlega się po kilku uliczkach, prowadzących do rynku… Jeszcze chwila – i pomiędzy zgromadzony tłum ludzi wpadają na plac przed gmachem starego gimnazyum trzy amazonki na spienionych wierzchowcach. Podobieństwo, zachodzące pomiędzy niemi, świadczy, że to są siostry. Buziaki zaczerwienione skutkiem szybkiej jazdy, włos rozwiany, oko iskrzące entuzyazmem- wszystkie trzy piękne, jak owa wczesna wiosna.
Najstarsza mogła mieć podówczas lat 25, najmłodsza 16.
Zanim zdołały zaczerpnąć w płuca powietrza i słowo pierwsze wymówić, aby zebranemu tłumowi obwieścić dobrą nowiną – zanim ich spienione rumaki zdążyły spokojnie stanąć w miejscu,- amazonki te z zawieszonych u siodeł toreb pełnemi garściami wydobywać i rzucać poczęły w tłum – biało – czerwone kokardy… setki i setki tych kokard fajerwerkowym deszczem spadały pomiędzy tłum zgromadzony na rynku.
Wnet z setek piersi wyrwał się okrzyk „Niech żyje Polska!” i przy każdej czapce błysnęła powstańcza kokarda.
Taki był początek rewolucyi w Trzemesznie: biało-czewona kokarda sama przemówiła do ludu- i lud jej mowę zrozumiał.
W kilka chwil potem, jakby z pod ziemi, wyrosły setki kos już naprostowanych i osadzonych na drzewcach sztrocem: był ich bowiem znaczny zapas schowany w piwnicach starego gimnazyum, przygotowanych zapewne jeszcze na rok 1846, na nieudany spisek Mirosławskiego.
Pierwszy ten akt powstania w Trzemesznie zakończył się… tańcem.
Trzeba bowiem trafu, że na targ przybył zkądciś wędrowny kataryniarz, aby zarobić parę groszy. Biorąc udział w powszechnym zapale „podciął sobie” cichaczem parę kieliszków i w niebywałem tempie, jakby jaką galopadę, zaczął na swej latarynce rżnąć „Jeszcze Polska nie zginęła”- jedyną pieśń, z której składał się jego repertuar.
W jednej chwili opróżniono środek placu gimnazyalnego, szeregi kosynierów, jakby jakich halabardników, stanęły w czworobok, nasze amazonki zeskoczyły z siodeł, przyszpiliły do pasków powłóczyste brzegi sukien – i przy pełnych ognia dźwiękach pieśni legionów rozpoczęły tańce na ramieniu chłopów.
Czapki fruwały w górę, rozległy się okrzyki: Niech nam żyją!- a one, niezmordowane, jednego po drug im chwytały tancerza w sukmanie.Każdy chciał parę razy wokoło „zawinąć” z jedną z tych tancerek – a one rade każdemu podawały ramię.
„Zapyta pan kto były te amazonki?”
Były to siostry, panny Koszutskie, z pobliskiego Jankowa, które dowiedziawszy się, że wojsko z Trzemeszna odchodzi, pewnie całą noc szyły kokardy biało – czerwone, aby wnet po wymarszu Prusaków pokazać księstwu, że Trzemeszno nie ostatnie przecie pośród miast polskich.
Przeczytałem z ogromnym zainteresowaniem.
świetny materiał!znów przypomina lata świetności liceum.proszę,aby zjednoczyć się w walce o jego utrzymanie przy ”życiu” i próbach przywrócenia prestiżu.prezes jednak dobrze zna historie,wie,że wiele przewrotów rozpoczynały kobiety,dlatego tak się ich boi!
Przepiękne wspomnnienia!
Serdeczne dzięki redakcji!
Świetny materiał!
Napisane tak barwnie, że jeszcze mam przed oczyma panny Koszutskie z garściami pełnymi kokard narodowych…
Cóż za wdzięczy temat do inscenizacji historycznej…
Dziękuję i pozdrawiam
TDi
Dyziu, patrz i wstydź się, czym była nasza Alma Mater Tremesnensis dla Trzemeszna, dla Wielkopolski, dla Polski, a czym stała się za Twojego „burmistrzowania”! Co zrobiłeś z wiejskimi szkołami! Co w ogole zrobiłeś dla naszego historycznie wielkiego miasta. Przechodzisz właśnie do historii, z której kpiłeś sobie podobno juz na studiach. Przechodzisz do historii jako pierwszy BURNISZCZ Trzemeszna. Tak Ciebie zapamiętają i pamiętać będą przyszłe pokolenia.
Brawo! Komentarz demaskujący marność ukrytą pod garniturami naszych włodarzy.
Czy to wszystko wydarzyło się naprawdę???? Czytałam jak gotowy scenariusz do sztuki teatralnej. Fascynująca historia, nie zapominajmy o tym.