Strona główna Kultura Kuba Walter – moje subiektywne (jak każde) wspomnienie

Kuba Walter – moje subiektywne (jak każde) wspomnienie

13143
40
Reklamy (ciąg dalszy artykułu poniżej):


Koniec sekcji reklamowej

W piątek pożegnaliśmy Kubę Waltera, a ja mam potrzebę, żeby podzielić się moimi wspomnieniami o nim. Mimo tego, że znaliśmy się od przedszkola, potem chodziliśmy przez 8 lat do jednej klasy w Szkole Podstawowej nr 2, a potem przez kolejne 4 do jednej klasy w naszym Liceum, to moje wspomnienia o Kubie to właściwie ostatnie 2 lata. I związane są one przede wszystkim z muzyką.

Pamiętam jak pod koniec roku 2015 pojawił się pomysł, aby na jubileuszowym zjeździe z okazji 240 rocznicy utworzenia naszego liceum zagrać jakiś koncert. Ponieważ nikt z tych, którzy przychodzili mi do głowy nie mógł się zdecydować pomyślałem, że może zamiast prosić innych, zagramy sami.

Zadzwoniłem do Krzysztofa Buczyńskiego (z którym też przez 12 lat chodziliśmy do jednej klasy) i zaproponowałem, żebyśmy zagrali w szkole na jubileuszu. Krzysztof może i w euforię nie wpadł, ale był za, a na pytanie o wokalistę, odpowiedział, że może Kuba Walter, bo wychodzi na prostą i jest w niezłej formie.

No i tak zbieraliśmy się u mnie co 2-3 tygodnie na próbach: Krzysztof, Kuba, Leszek Figaj, Kuba Jatczak (mój syn) i ja – taki skład kilku kolegów z klasy obecnie w średnim wieku, do tego już z przedstawicielami kolejnego pokolenia (oprócz Kuby J. była też córka Leszka, Julia)… I tu najważniejsze – pamiętam naszą pierwszą próbę, na której pojawił się Kuba. Na pytanie, co u niego, nieco unikając mojego wzroku powiedział, że od 11 miesięcy nie pije…

Naprawdę się ucieszyłem i powiedziałem coś w stylu, że to bardzo dobrze i że musimy często grać, żeby miał się czym zająć, to i wytrwać łatwiej…

I takiego go zapamiętam – jako faceta, który pewnie i sięgnął samego dna, co nie jest jednak ani takie rzadkie, ani takie trudne, ale też jako faceta, który potrafił się podnieść, co potrafią już tylko nieliczni i co zawsze zasługuje na szacunek. Jako faceta, który przez te ostatnie 2 lata nigdy nie nawalił, na którego zawsze można było liczyć. I który lubił i, co najważniejsze, umiał śpiewać. A przede wszystkim jako faceta, który pomógł mi spełnić marzenia. Bo któż nie chce zagrać choćby na małej scenie, małego koncertu – a my na jubileuszowym zjeździe 18 czerwca 2016 roku zagraliśmy. Dla wszystkich, którzy wtedy wystąpili był to któryś raz w życiu, a dla mnie – także dzięki Kubie, był to w wieku 49 lat ten przysłowiowy pierwszy, który pamięta się do końca życia. Więc nigdy mu tego nie zapomnę…

Potem przez długie miesiące jakoś nie mogliśmy się zebrać – zazwyczaj komuś brakowało czasu, czasami komuś ochoty. W końcu zaczęliśmy z Kubą J. próbować coś we dwóch, ale za trzecim czy czwartym razem znów zaprosiłem Krzysztofa i Kubę. I tym razem okazało się, że znów mamy czas i ochotę i spotkaliśmy się we czwórkę 1 października tego roku, w niedzielę. Graliśmy stare kawałki, ale pod koniec wszystko się pomieszało – ja w przerwie wziąłem bas i zacząłem grać proste, wolne dźwięki,

Krzysztof wrócił z papierosa i dołączył z gitarą, Kuba J. zajął wolne miejsce za perkusją i tak graliśmy w kółko kilka tych samych taktów przez dobre kilka minut… A Kuba chodził, myślał i jak skończyliśmy stwierdził, że całkiem to fajne i on ma już pomysł na melodię i na słowa i że już wie, o czym będzie tekst i na pewno coś przyniesie na następne spotkanie. Zastrzegał tylko, że nie może grać 15 ani 30 października, bo ma zjazd na studiach, ale, że już np. 22 dla niego może być. I tak się rozstaliśmy. A rano we wtorek, 10 października zadzwonił Krzysztof i powiedział, że z Kubą już nie zagramy, bo… w nocy zmarł. I tak od tego telefonu do dziś dochodzę do siebie. I trudno mi się pogodzić z tym, że już się nie dowiem co, jak tak ostatnio graliśmy, jemu w duszy zagrało i czym chciał się z nami podzielić.

I choć może wydawać się to dziś mało realne, to chciałbym kiedyś zorganizować koncert poświęcony pamięci Kuby. Bo pewnie wielu rzeczy w życiu nie robimy, bo nie wiemy, że można, że inni też by chcieli, tylko też myślą, że są z tym chceniem sami. Więc może jednak uda się kiedyś zorganizować taki koncert poświęcony pamięci Kuby, na którym zagraliby Ci, którzy kiedyś z nim grali, na którym śpiewalibyśmy jego teksty, na którym po prostu byśmy o nim pamiętali. Choć pewnie każdy trochę inaczej.

Ja będę pamiętał Kubę, który upadł, ale się podniósł. Kubę, który śpiewał, pisał teksty. Kubę, który był trochę z innego świata ze swoją wrażliwością, trochę takim barwnym ptakiem. Ale który nigdy nie chciał nikogo skrzywdzić, a jak się kłaniał, to zdejmował czapkę… I że ostatnio często spotykaliśmy się w kolejce do komunii na niedzielnych mszach…

Zostało mi sporo nagrań z naszych prób, których czasami w samochodzie słucham. Moją ulubioną piosenką, którą graliśmy był Sen o Warszawie Czesław Niemena. Przede wszystkim dzięki Krzysztofowi i Kubie nasza wersja była taka, jak każdy cover powinien być, to znaczy na tyle zbliżona do oryginału, żeby każdy mógł ją rozpoznać, a jednocześnie na tyle inna od oryginału, żeby do próbowania odsłuchiwać tylko swoją wersję, bo oryginał jest jednak inaczej zagrany. I jak już po śmierci Kuby znów słuchałem śpiewanej przez niego piosenki niby tylko o Warszawie, która jednak tak naprawdę jest z jednej strony miejscem naszych najlepszych wspomnień, ale z drugiej miejscem, o jakim marzymy, w jakim kiedyś chcielibyśmy się znaleźć, dotarł do mnie z kompletnie nowymi emocjami fragment tekstu Marka Gaszyńskiego, który jakby był właśnie o Kubie:

„Kiedyś zatrzymam czas,
I na skrzydłach, jak ptak,
Będę leciał co sił,
Tam, gdzie moje sny”.

I tak właśnie zrobił. Zatrzymał czas i poleciał. Tam, gdzie jego sny.

Jarosław Jatczak,
kolega z ostatniego zespołu


_______________________________________________________________________
Materiały partnerów:




40 KOMENTARZE

  1. Kuba bardzo barwna postać można by o nim film nagrać i nie byłby to jakiś gniot. Pamiętam jak kiedyś częstowałem go papierosem odmówił twierdząc, że chociaż od jednego nałogu jest wolny…

  2. Wiedziałem kim jest, ale Go nie znałem. Widywałem Go czasami na mieście, czasami przechodził obok mojego domu, zawsze z przewieszoną przez ramię torbą, która sprawiała wrażenie, że jest pusta. Jawił się człowiekiem głęboko zamyślonym, a z jego twarzy emanowała delikatność. Nie ukrywam, że zawsze miło było Go spotkać. Dzięki temu pięknemu wspomnieniu, wiem dlaczego tak Go odbierałem. Będzie mi Go brakować w pejzażu Trzemeszna.

  3. „””””Śpieszmy się
    Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
    zostaną po nich buty i telefon głuchy
    tylko co nieważne jak krowa się wlecze
    najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
    potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
    jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
    kiedy myślimy o kimś zostając bez niego „””

    Zostanie ta pusta ławka w tylnej nawie kościoła .Spoczywaj w pokoju***

  4. Trzeba doświadczać śmierci, żeby naprawdę usłyszeć przesłanie Ewangelii, czyli Dobrej Nowiny, że „życie się nie kończy, ale zmienia”. (Ks. Boniecki).
    Jakie to trudne!!!!!!
    Wspomnienie Pana Jatczaka o Zmarłym Kubie jest potrzebne i słoneczne.
    Teraz niewykonane, niepowiedziane, niezaśpiewane trzeba nieść w sobie.

  5. Jarku,to piękne ,przejmujące wspomnienie.Nie wiedziałam,że to pan Kuba Walter.Mijaliśmy się dość często na ulicy,kłaniał się i mocno mi się przypatrywał jakby chciał mnie zaczepić i pogadać. Myślę o nim jak o znajomym .Był chyba ciekawym , intrygującym człowiekiem . Szkoda,już się nic od niego nie dowiem.

    • (…)więc śpij, śpij;
      (…)chodź już czas;
      (…)idziemy dziś inną drogą…

      To słowa Kuby z piosenki „Słońce gdzieś zachodziło”.
      Wiem, że Kuba jest tam, gdzie jednak wciąż świeci słońce. Pokój jego duszy!

  6. Zupełnie nie znałam tego Człowieka, ale za każdym razem jak widywałam Go gdzieś w mieście, czy w kościele wzbudzał we mnie radość i miałam nieodpartą chęć przystanięcia i pogadania. Niezmienny, nie ulegający żadnym trendom, chyba z natury życzliwy. Chyba nie chciałby dzisiaj widzieć rozpaczy? Prawdziwa Cyganeria Trzemeszeńska. Za to wielkie dzięki dla Niego, no i za koncert jubileuszowy, bo mimo że nie nie jestem absolwentką Waszego Liceum nie odmówiłam sobie przyjemności uczestnictwa na samym tylko koncercie. To było Coś… A za samo wspomnienie wielkie dzięki dla Kolegi z Zespołu.

  7. I czy nasz dziki życiowy pęd zapisze się po naszym odejściu takimi zgłoskami , jakie tu czytam o tym skromnym ,Wielkim Człowieku – Kubie Walterze?
    Był Wielki. Przezwyciężył sam siebie. Podniósł się z upadku. Jest wzorem dla innych.

  8. Pięknie napisane, łezka w oku się zakręciła. Nie znałam Pana Jakuba, ale wierze ze pięknie przeżył swoje życie i zostawił wiele dobrych wspomnień. Spieszmy się kochać ludzi… Wielki szacunek tez dla Pana Jatczka za te wspomnienia. Serce się raduje ze są jeszcze tacy ludzie.

  9. Myślę, że sam Kuba czułby się niezwykle zaszczycony i delikatnie zażenowany, onieśmielony czytając coś takiego ponieważ nigdy nie myślał o sobie w kategoriach „Ja artysta”. Bo Kuba był bardzo ten teges… skromną postacią. Choć duszę miał iście artystyczną i swawolną w wielu kwestiach, dzięki czemu mógł postrzegać i odbierać świat w delikatnie inny sposób. Był niezwykłą, inteligentną i ciepłą osobą pełną wrażliwości na sztukę, ale też na codzienne prozaiczne sprawy.

    Jak pewnie wielu z jego znajomych jestem Panu niezmiernie wdzięczny za ten tekst. Powyższe przepiękne komentarze ludzi bliskich, ale również dalekich, którzy nigdy nie mieli okazji poznać go osobiście, świadczą o tym jak bardzo pańskie wspomnienie było nam wszystkim potrzebne.

    Dziękuję i pozdrawiam.

  10. …………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………..

  11. Kochałeś ludzi , ziemię , i życie ubarwione kolorytem nieba .
    Zanuć wraz ze mną bo to dla ciebie .
    ,,Złość uśmiecha się wyniosła w swojej metalicznej , błyszczącej , purpurowej zbroi .
    Królowa zazdrość zawistnie czeka tuż za nią .
    Jej ogniście zielona suknia uśmiecha się szyderczo do
    porośniętej trawą ziemi .

    Niebieskie są życiodajne wody brane za pewnik .
    One cicho rozumieją
    Kiedy wesołe turkusowe armie leżą po przeciwnej stronie
    Zastanawiając się dlaczego bitwa wciąż się toczy .

    Wszystkie one są odważne tak jak miłość , tak , wszystkie one są odważne jak miłość .
    Zapytaj wyroczni ona Ci odpowie .

    Mój czerwony jest tak pewny siebie , że macha wojennymi trofeami
    I wstążkami euforii .
    Pomarańczowy jest młody pełen odwagi
    Ale chwiejny przy pierwszym obrocie .
    Mój żółty w tym wypadku nie jest zbyt dojrzały
    Właściwie próbuje powiedzieć , że jest przestraszony
    Tak jak ja .
    A wszystko to emocje powstrzymujące mnie przed
    Oddaniem mojego życia takiej tęczy jak TY … ,,

    EXIS BOLD AS LOVE

  12. Jarku, serdecznie dziękuję za piękne spomnienie. Mnie Kuba też bez słowa nieminął. Był moim serdecznym kolegą – miło mi tu czytać, że Waszym też.

  13. Zapamięta go każdy😣 Bo nie sposób nie pomyśleć o Kubie był prostym spokojnym dobrym facetem żyjącym na swój sposób .Atrybuty jego na zawsze w mej pamięci:: Długa skórzana torba i brązowa kurtka.Spoczywaj w pokoju .***

  14. Człowiek się męczy.
    Dusza nie.
    Człowiek się poddaje.
    Dusza nie.
    Człowiek pełza.
    Dusza fruwa.
    Dusza żyje.
    Kiedy człowiek umiera.
    Człowiek wydaje się być.
    Dusza jest.
    Człowiek marzy.
    Dusza żyje.
    Człowiek jest spętany.
    Dusza wolna.
    Czym dusza jest
    Człowiek może być.

    The Waterboys – Spirit.

    Masz wspaniałą duszę.

  15. Trzymam kciuki aby taki koncert odbył się, zaproscie świetnego gitarzystę, który grał razem z Kuba w hazy for crazy – Adasia A.
    Kuba, spoczywaj w pokoju..

  16. Bardzo wszystkim dziękuję za komentarze, potwierdzające, że warto dzielić się dobrymi, pozytywnymi emocjami. I że w internecie też jest na nie miejsce.
    A co do koncertu poświęconego pamięci Kuby – jeśli tylko uda się taki koncert zorganizować (a mamy już np. wstępne deklaracje o wsparciu logistyczno-organizacyjnym naszych wspólnych kolegów), na pewno zaprosimy także wspomnianego w jednym z ostatnich komentarzy Adama A.
    Aczkolwiek proszę pamiętać, że na to, kto zaproszenie przyjmie, już nie będziemy mieli wpływu…

  17. Jestem przyjacielem Kuby ze studiów na UAM w Poznaniu. Od roku byliśmy zawsze razem, nierozłączni. Ciężkie to studia na filologii angielskiej, z ponad setki na pierwszym roku zostało na 2 roku kilkunastu studentów. W zasadzie od pierwszego zjazdu trzymaliśmy się razem, telefony do siebie nieraz kilka razy dziennie. Głównie rozmowy o tym z czego trzeba się przygotować, co już zrobiliśmy na następny zjazd, co jeszcze zostało, itd. Ale też o wszystkim innym, o muzyce, literaturze, o jego Trzemesznie, o mojej Wschowie. Dużo mówił o Waszym graniu, widać było, że tym żył. Wiedzieliśmy o sobie wszystko, o naszych rodzinach. Ale też banalne tematy w rozmowie z Kubą stawały się istotne. Umieliśmy słuchać i rozumieć siebie nawzajem, to dzisiaj rzadka cecha. Zawsze przygotowany, nie zniósłby myśli, że jakiś wykładowca może go o coś zapytać, a on nie wiedziałby co odpowiedzieć. Jak po pytaniu wykładowcy zalegała cisza, to było wiadomo, że zaraz Kuba coś powie. Kiedyś, pamiętam, jeden z profesorów znany ze swojego poczucia humoru, w takiej sytuacji powiedział: „No to może Jakub, ostatnia nadzieja białego człowieka”.
    Kuba to – Ten teges, i przy tym często ruch dłonią zakreślającą taki półokrąg z lewej na prawą, w górę i w dół. Tej i Jo! to też jego wyrażenia. Jo, Antek, ty jesteś ale kwiot! nieraz mi mówił, po tym jak się dowiedział, że z czegoś się nie przygotowałem i na teście będę polegał tylko na swojej inteligencji.

    Ostatni raz rozmawialiśmy 8 października w niedzielę. Później była cisza, ale pomyślałem, że zobaczymy się na zjeździe na uczelni. Jego nieobecność mocno mnie zaniepokoiła, ale nie miałem z nim kontaktu przez żadną inną osobę. W poniedziałek wpadłem na pomysł, aby sprawdzić stronę Domu Kultury w Trzemesznie, może tam będzie jakiś kontakt. I faktycznie, telefon do Krzysia Buczyńskiego, i dowiedziałem się wszystkiego. Mój świat się zawalił. Nie zaglądam na Facebooka, ale poprosiłem jedną z koleżanek z roku aby poinformowała wszystkich. Dziewczyny wypłaczą się w domu i nie będą ryczały na zajęciach.
    Kuba „odwiedził mnie” w piątek, w dniu swojego pogrzebu, kiedy jeszcze o niczym nie wiedziałem. Nad ranem przyśnił mi się, widziałem go, a jednocześnie myślałem, że dzwoni. Mówi: od kilku dni się nie odzywałem, ale już jest OK. I ja mówię: Kubuś, co się dzieje? A on powiedział coś takiego: wszystko OK, kiedyś się spotkamy. Obudziłem się, i w takim półśnie myślę, no w końcu się odezwał. Takie to było realistyczne. I za chwilę myślę: no nie, przecież to mi się śniło. Nie wiem jak Wam to przekazać – to był sen, ale jednocześnie wiem, że naprawdę do mnie przyszedł.
    Znać Kubę to dla mnie zaszczyt i jedna z niewielu dobrych rzeczy w życiu.
    Mój e-mail, gdyby zrodziła się idea jakiejś imprezy: wschowa@o2.pl. Czy w jakiejkolwiek innej sprawie, bo bardzo mi smutno.
    Antoni

  18. Ja Pana Kubę pamiętam z torba na ramieniu przemiezajacego ulice Trzemeszna. Zawsze z uśmiechem odpowiadał dzień dobry klaniajac się. Nie szukał problemów nie wadził nikomu. Miał w swoim życiu ciężki okres i kiedy wychodził na prostą niestety droga zwana życiem się skończyła. Moi rodzice go znali i zawsze wypowiadali się o nim z uśmiechem. Niech spoczywa w pokoju.

  19. Grałem z Kubą -to było chyba w 1983r. Próby mieliśmy w mojej piwnicy, w Mogilnie. Pisał teksty w języku angielskim. Wyjątkowy człowiek…..Żegnaj Kuba.

  20. Razem z bratem graliśmy z Kubą na początku lat 80-tych. Nasz zespół nazywał się Afekt. Pierwsze próby mieliśmy w mojej piwnicy, w Mogilnie. Kuba pisał teksty i śpiewał. Siadaliśmy na workach z ziemniakami i graliśmy…. Miał długie, jasne i proste włosy. Nosił wyciągnięty długi sweter i był ….wyjątkowym człowiekiem. Żegnaj Kubol.

  21. Z tego co widzę, jak wielu, nie poznałem Zmarłego osobiście. Wielka szkoda dla mnie. Widziałem Go ze dwa razy na wystawach w domu kultury i tyle. Poza tym gdzieś na ulicy, uprzejmy ukłon, życzliwe, ciekawe spojrzenie z obowiązkowym uchyleniem czapki, czy kapelusza… Fajnie, oldschoolowo. Dobry Boże, jakże żałuję, że słowa nie zamieniliśmy…
    Wiele bowiem o Nim słyszałem. Nie jestem z Trzemeszna, często tu bywam ze względu na moją lepszą, drugą połowę. Opowiadała mi moja połowica wiele razy, kim jest Kuba (pozwolę sobie tak o Nim mówić) i z czym się mierzył. Ze swoją wrażliwością, talentem, umysłem, wreszcie duszą, która jest wspólnym mianownikiem Jego przeżyć i poczynań. Znam ten typ ludzi i znam otoczenie, w którym się (nie)znajdują. Nigdy nie przestaną mnie fascynować twórcy z niedużych miast, którzy nie mają ani możliwości, ani szans na zaistnienie w tym wrzaskliwym i chorym „talentshow świecie”. Jestem pewien od czapki do podeszwy, że Kuba tym Twórcą był.
    Widywałem Go często w kościele. Chyba Bóg powołał Go do siebie, by już tu się nie męczył… Może ścieżkę życiową z kawałem czyśćca wypełnił już tu na ziemi… Nie wydaje mi się, żeby On należał do „tego”, naszego świata. I tak sobie myślę, że tu nie ma co gadać, tu trzeba na mszę dać.
    Kochani, myślę sobie też, że może złożycie (złożymy) się na mszę za zbawienie Jego duszy i zagracie Mu na Jego mszy tak jak lubił.
    Szczerze zachęcam, choć jako organmistrz służbowo preferuję organy. Tutaj mam to kompletnie w nosie i nie widzę przeciwwskazań dla innych instrumentów. Zagrajcie Mu!
    Wszystko bowiem dla Wielkiego Człowieka małego miasta.
    Niech spoczywa w pokoju i obyśmy mieli możność spotkania Jego i Jemu podobnych po drugiej stronie.
    Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie.

    PS. A gdyby taka msza była preludium dla koncertu dla Niego, to byłby całkiem godny event.

  22. Uczył mnie angielskiego …dlaczego tak szybko odszedl….niesamowity człowiek inny niż wszyscy żył w swoim świecie może i lepszym i może do lepszego świata go zabrano ….

  23. Kubę znałem od zawsze, jako nauczycielskie dzieci razem jeździliśmy na obozy. Zawsze „nieobecny”, z usmieszkiem na ustach.. Chodziłem z nim do szkoły podstawowej, potem do LO. Moja żona była z nim w jednej klasie. Dobrze, że po śmierci jest w ludzkich sercach i dobrze , że padło tu tyle dobrych słów. Wierzę, że po drugiej stronie jest MU zdecydowanie lepiej. Upadł i wstał, a to jest coś, nie każdemu jest dane. Wrócić do życia po przejściu wyboistej drogi potrafi niewielu. ON TO UMIAŁ.
    R.I.P.

  24. Miałam z panem Kubą korepetycje z angielskiego i dzięki temu go poznałam. Naprawdę bardzo mi pomógł przygotować się do matury, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Przykro mi, że odszedł tak szybko, ale widocznie był na niego czas… Niech spoczywa w pokoju.

  25. Pan Kuba udzielał mi korepetycji z angielskiego i dzięki temu go poznałam. Pomógł mi przygotować się do matury, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Szkoda, że odszedł tak szybko, jednak widocznie był na niego czas… Miło, że pojawił się o nim taki piękny wpis.

Skomentuj Znajomek Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj