Strona główna Kultura Drobiazgi z Trzemeszna

Drobiazgi z Trzemeszna

2607
15
Reklamy (ciąg dalszy artykułu poniżej):


Koniec sekcji reklamowej

W Święto Wojska Polskiego wracamy do starych gazet, w których można było przeczytać o dawnym Trzemesznie. Dzisiaj chcemy zainteresować czytelników relacją, jaką z podróży do naszego miasta w 1930 roku podzielił się Leon Sobociński.

Jak w jego oczach (prawdopodobnie bydgoszczanina) wypadło miasto i jego mieszkańcy – o tym poniżej. Artykuł znaleziony w Dzienniku Bydgoskim. Prezentujemy jego obszerne fragmenty. Pisownia oryginalna.

„Bodaj czy nie równy Gnieznu jest jego bliski sąsiad Trzemeszno. Staruszek nie pomni lat swojego dzieciństwa, nie miał swojego usłużnego historyka, który przekazałby dzisiejszym obywatelom datę powstania grodu, w którym mają – nie wiem czy przyjemność – ale na pewno zaszczyt mieszkać. […]

Dzielni tu rodzili się ludzie, w historii narodowej zapisani, tedy czyż dziwić się, że za chwilę, jak powszechność ludowa mówi „Polska wybuchła”, Trzemeszno było jednem z pierwszych miast Wielkopolski, które zerwało pęta niewoli i wywalczyło sobie cenny skarb wolności.

Trzemeszno liczy około 7000 mieszkańców, a mimo to posiada całkiem poważne instytucje jak Państwowe Seminarium, Miejskie Seminarium Żeńskie oraz siedmioklasową szkołę powszechną. Przemysłu tu większego nie ma. Poza browarem, młynem nic więcej nie zobaczysz., to też Tremeszno jest cichem, spokojnem miasteczkiem, wiodącym żywot na pół wiejsko – miasteczkowy. W boże przybytki miasto zasobne, bo posiada trzy kościoły. Żydowiny maja synagogę, ale frekwencja w niej, z racji małej ilości żydów jest mniej więcej taka, jak ku końcowi sezonu w teatrze bydgoskim.

Rząd dusz sprawuje tu ks. prałat Kowalski, powszechnie cieszący się mirem wśród parafian. Jego to staraniem odbywa się gruntowna renowacja kościoła. Miasto ma poważne braki gospodarcze, kiepskie bruki i brak kompletnej kanalizacji. Pieniędzy! Stara to piosenka o motywie powtarzającym się z małemi zmianami w każdem bez wyjątku mieście wielkopolskim. Mimo to ludzie jakoś żyją, pracują, troszczą się, zapobiegają biedzie i w wolnych od zajęć chwilach przeklinają „krezysa”, oczywiście tego gospodarczego.

Miało Trzemeszno w swem sennem życiu małą sensację z tym „prorokiem spod Trzemeszna”, ale się teraz wszystko uspokoiło i poza domokrążnemi plotkami na tematy dotyczące bliźnich nic już nie mąci błogiego spokoju.

Miasto nie sprawia wrażenia miejskiego. Małe, przeważnie jednopiętrowe domki, a jeśli gdzie z rzadka wystrzeli dwupiętrowiec, to ma minę zadzierżystego drapacza chmur, dziwiącemu się swemu karłowatemu otoczeniu. Że Trzemeszno nie jest sobie bylejakiem miasteczkiem i że cieszy się należnemi względami i autorytetem wśród fachowego świata zapaśniczego pouczył mnie o tem następującej treści afisz, jaki mi wpadł w oczy na jednym ze słupów miejskich.

„Otwarcie walk francuskich czyli rzymsko – greckich, od 75 gr do 2 zł. Znani zapaśnicy walczą o 2000 zł i … o mistrzostwo Europy.” Nic o tem dotychczas nie wiedziałem, że właśnie miejscem, w którem ma się odbyć rozgrywka o mistrzostwo Europy jest, kto by podejrzewał – Trzemeszno! Nie zdziwiłbym się zatem, gdybym pewnego poranka odczytał na afiszu w tym tak atrakcyjnym grodzie co następuje: „Decydująca rozgrywka Sharkeya i Schmelinga o mistrzostwo świata w boksie i o nagrodę pół miliona dolarów!”

Czy to możliwe? Owszem, znając humor naszych prowincjonalnych impresariów widowiskowych należy oczekiwać każdej niespodzianki.

Na zakończenie mała ilustracja jak niejeden (a może tylko ten jeden) orientuje się w swem rodzinnem mieście, zdawałoby się przecież, nie aż tak rozległem.

Panie, czy jest tu jaka księgarnia? – pytam pierwszego lepszego przechodnia, spotkanego w drodze do miasta. Co księgarnia? – z pewnym rysem ciekawości, wolno cedząc słowa mówi zapytany – wreszcie jakby sobie coś transcendentalnego przypomniał, bo w sposób warunkowy informuje – Może i gdzie jest, bo jeden to się wyprowadził, to nie wiem.

Z tej wskazówki, mało trzeba przyznać ścisłej nie byłem jak się to mówi mądry.

Może był nietutejszy. Chcąc się o tem przekonać spytałem go o karczmę. Szczegółowość informacji w tej materii była ponad moje wszelki oczekiwania. Znał wszystkie na wylot, nie tylko aktualnych restauratorów, ale ich genealogię co najmniej od trzeciego pokolenia wstecz”.

Warto dodać, że „sensację z prorokiem”, o której wspomina autor, opisywaliśmy |TUTAJ|.


_______________________________________________________________________
Materiały partnerów:




15 KOMENTARZE

  1. Krezus pozostał,małe domki też i niezrozumiała mowa niektórych.Właściwie nic się u nas wielce nie zmienia. A jednak żyjemy,pracujemy,rodzimy się i umieramy.Ot,po prostu ŻYCIE.
    A jednak to nasze miasteczko zainteresowało p.L.Sobocińskiego- pewnie za sprawą niespokojnego ducha, który w nas na pewno pozostał.Fajna historia!

    • Ktoś pisze o bruku w Trzemesznie. Teraz to zabytek,a jaki mocny! Od początku istnienia nie trzeba kleić dziur. Jest piękny, Z innych miast nam zazdroszczą. Pozostaje tylko niezadowolenie kierowców, bo nie mogą pędzić na złamanie karku.

      • To, że jest zabytkiem nie podlega dyskusji formalnie i historycznie.

        Inni kierowcy nam go zazdroszczą ?

        Chyba Ci którzy lubują się w rajdach, miejscami mamy doczynienia z jazdą jak na szarpaczach – i w tych miejscach właśnie fajnie by było podjąć jakieś prace naprawcze – podnieść go bo o ile nie ma w nim dziur to zapadł się konkretnie w wielu miejscach co widać gołym okiem- i wtedy można by się przepłynąć główną brukową arterią Trzemeszna …

        Kwestia oceny kosztów i dyskusji w tym temacie …

  2. Ciekawy artykuł.Oddaje klimat miasteczka.Jeżeli ktoś napisze teraz to będzie podobnie tylko język inny.Ale cóż tu żyje i jestem szczęśliwy.

Skomentuj szczś Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj